Stworzony przeze mnie świat dla mojego maleństwa w postaci okrągłego, ciepłego i bezpiecznego brzuszka zaczął dojrzewać do zmian... w postaci cudu narodzin... jest to jeden z najpiękniejszych momentów w życiu człowieka... Jednak zanim to nastąpi mam nadzieję zdążyć opowiedzieć Wam co czułam przez te ostatnie chwile w błogosławionym stanie...
36 TYDZIEŃ CIĄŻY
Poród zbliżał się wielkimi krokami, a więc już samo słowo nasuwało się nam na usta coraz częściej. Mąż czuł coraz większą ekscytację podczas gdy ja coraz bardziej tłumiłam lęki, które wynikały z miliona moich obaw. Ostatnio, zupełnie przypadkiem przeczytałam wpis kobiety, która opisała swoją tragiczną historię - jej druga ciąża zmarła jeszcze w łonie, kilkanaście godzin przed porodem. Ta historia spotęgowała moje lęki. Tak, wiem... nie powinnam była jej czytać, ale nie byłam świadoma treści, bo kto zdradza finał już na wstępie? W każdym razie... czułam strach i tłumaczyłam sobie, że to jest przecież normalne...?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo ciąża może wpływać koncentrację, albo raczej hormony, które za to odpowiadają. Nigdy nie miałam problemów z koncentracją czy pamięcią ( w końcu jestem filologiem języka angielskiego - muszę dużo pamiętać :P ), jednak w stanie błogosławionym moja głowa była chyba w chmurach - delikatnie rzecz ujmując. Czułam się rozkojarzona, rozchwiana emocjonalnie, a moja pamięć była bardzo krótkotrwała. Aby nie być gołosłowną, podam Wam przykład... w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia poszłam do spowiedzi. W konfesjonale zapomniałam formuły spowiedzi, a co gorsza, po spowiedzi zapomniałam nawet jaką mam pokutę. Uwierzycie w to? Teraz mam tylko nadzieję, że po porodzie wszystko wróci do normy :P
Notoryczne wizyty w gabinecie lekarskim. W tym tygodniu czułam się dosyć dobrze, choć dokuczał mi ból kości ogonowej, zgaga i bóle krocza - czułam się jak po treningu, na którym ćwiczyłam szpagaty :P Skóra mojego ciała stała się bardzo sucha - na brzuszku nawet zaczęła się łuszczyć. Badania krwi wykazały anemię, więc troszkę się zaniepokoiłam tym czy dziecko otrzyma wystarczająco dużo witamin. Jednak wizyta u lekarza rozwiała moje wątpliwości - dziecko ważyło 2950g - w ciągu ostatnich 3 tygodni urosło o 1kg. Kawał chłopa :)
Apetyt mi dopisywał, jak zwykle - jadłam i tylko uszy mi się trzęsły. Pewnej nocy obudził mnie głód - tak bardzo zachciało mi się brzoskwiń, że miałam problemy z powrotem do snu. A propos snu... wcześniej moje dzieciątko spało 'jak zając pod miedzą' - teraz to ja spałam pod miedzą. Budziłam się (męża również) przy każdej zmianie pozycji, choć niewielki miałam wybór - prawy i lewy bok - to jednak przeciągnięcia brzucha z poduszką-rogalem w tą i z powrotem, przyprawiało mnie o zadyszkę. Brak rogala skutkował kopniakami w brzuch - dziecko buntowało się przeciwko ograniczeniom jego przestrzeni :P
37 TYDZIEŃ CIĄŻY
Z końcem tego tygodnia, moja ciąża została uznana za DONOSZONĄ.
Moje samopoczucie było dobre, choć doświadczałam coraz więcej bóli kręgosłupa, kości ogonowej i te notoryczne uczucie 'ciągnięcia brzucha w dół' dawało o sobie znać, szczególnie nocą. Mówiłam sobie... tak ma być, taka jest kolej rzeczy. Biedny był mój mąż, który również nie mógł spać w nocy, bo ciągle się wierciłam budząc go. W ciągu dnia zaczęły mi dokuczać zawroty głowy, ale najgorsze było to uczucie ciężkości. Było mi już tak ciężko, że czułam się 'jak mucha w smole', albo raczej jak słonica... Z natury jestem energiczną, żywiołową kobietą, ale 9 miesiąc ciąży odebrał mi wszystkie siły. Psychicznie tak wiele chciałam zrobić, a fizycznie nie byłam w stanie. Na prawdę podziwiam te wszystkie kobiety, które urodziły kilkoro dzieci, a ciążę wspominają jako najpiękniejszy okres w życiu.
Żarty, żartami... Mój brzuch był tak duży, że stałam się bardzo niesforna i niezdarna. Wyobraźcie sobie, że brzuchem przewróciłam 1,5 metrową choinkę, pobiłam kilka ostatnich, szklanych bombek, a nawet plastikowy szczyt złamałam. W kuchni szerzyłam zagrożenie: mój brzuszek zwalał patelnię i garnki z kuchenki :P Wystarczył jeden niefortunny ruch by zahaczyć o rączkę patelni czy rondla i wszystko lądowało z wielkim hukiem na ziemi. Biedny Junior, chodził i sprzątał po matce-niedojdzie :) A propos mojego Juniora, ostatnio zapytał mnie:
'Mamo a jak ON tam się mieści? Nie jest mu ciasno?'
odpowiedziałam, więc:
'Leży główką w dół, jest skulony i dlatego, że ma mało miejsca to się rozpycha'
Junior, zaniepokojony skomentował:
'Ojej... to on tam musi ciągle rzygać...'
38 TYDZIEŃ CIĄŻY
Dotrwałam... szczęśliwa, ociężała, obolała i niewyspana, ale z donoszonym maleństwem...
Mój apetyt nagle zmalał, z czego byłam niezmiernie zadowolona :) ale za to mój organizm magazynował wodę i non stop chciało mi się pić. Tego typu zapasy są rezerwą wodną w razie krwotoku oraz zostaną zużyte w celu oczyszczania się macicy. Nocne eskapady do toalety zwiększyły swoją częstotliwość, a ja za każdym razem idąc siusiu, obserwowałam siebie czy przypadkiem nie odchodzą mi wody lub czop śluzowy - statystycznie ponad 70% porodów zaczyna się w nocy - ciekawa zależność nieprawdaż?
Ogarniał mnie coraz większy strach... bałam się wszystkiego! Bólu, komplikacji, operacji, połogu a nawet depresji poporodowej. Panicznie liczyłam ruchy dziecka, jak zbyt długo spało, budziłam je by tylko poczuć, że się porusza, by mieć pewność, że żyje... Te wszystkie myśli osaczały mnie jak bluszcz. Tak bardzo pragnęłam by wszystko skończyło się szczęśliwie dla nas obojga...
W tym tygodniu także czekała mnie wizyta lekarska, na której dowiedziałam się, że moja macica jest już bardzo rozciągnięta i muszę iść do szpitala. Dziecko miało się dobrze, choć odczuwałam nieregularne, bolesne skurcze. Te uczucie ciężkości brzucha i przypierania go do dołu towarzyszyło mi już od kilku dni. Lekarz wypisał mi skierowanie na cięcie cesarskie, udałam się więc do domu, spakowałam i jadę... Kiedy Wy będziecie czytać mój wpis, ja będę w szpitalu... ale nie martwcie się, wrócę za kilkanaście dni najszczęśliwsza na świecie, bo w ramionach będę trzymała swój cud... Trzymajcie za nas kciuki!
Od samego początku trzymam kciuki najmocniej jak potrafię :) Mimo, iż nie znamy się osobiście, myślami często jestem z Tobą, a raczej z Wami :) Niech Wasz promyczek zdrowy i silny powita ten świat :*
OdpowiedzUsuńwww.bliskolasu.com.pl
Trzymam, trzymam mocno :) Daj znać jak tylko będziesz w domu, jak się czujecie :) <3
OdpowiedzUsuńtrzymam za Was mocno kciuki! :))
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia :)
Sesja zdjęciowa jest magiczna. Piękna pamiątka na całe życie. Cieszę się, że udało się Tobie donosić ciąże. Trzymam mocno kciuki za szczęśliwe rozwiązanie i aby maleństwo było zdrowe. Dużo zdrówka dla was i samych radosnych i szczęśliwych chwil razem :*
OdpowiedzUsuńSzkoda że mam jedynie dwa kciuki, bo bym trzymała więcej :P
OdpowiedzUsuńDużo szczęścia i szybkiego powrotu do formy po cesarce, a przede wszystkim zdrowego młodego człowieka 😘
OdpowiedzUsuńPowodzenia to pierwsze. Trzymam mocno kciuki.:)
OdpowiedzUsuńA po drugie powiem Ci,ze ja tez byłam rozkojarzona w ciąży i to nieźle, kilka razy zdarzyło się, że poszłam na zakupy i nie wzięłam karty ze sobą.Zakupy zrobione a ja nie mam karty, potem wydzwaniałam do męża, aby mi przyniósł kartę albo przyniósł pieniądze.
Oj się nie dziwię że się zestresowałaś czytając tą historię, ale ui Ciebie na pewno będzie wszystko cudownie !! Trzymam mocno kciuki :*
OdpowiedzUsuńwow, super, dużo zdrówka życzę:)
OdpowiedzUsuńZdrówka dla Was :)
OdpowiedzUsuńJak cudownie czyta się twój wpis !
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla Ciebie i maleństwa ! :)
Pozdrawiam i życzę cudownego tygodnia :)
ANRU,
Życzę dużo, dużo zdrowia! Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki! zdrowego i silnego maleństwa:)
OdpowiedzUsuńszczęśliwego rozwiązania :) !
OdpowiedzUsuńCo tam bombki, choinka kupi się nowe, powodzenia i szczęśliwego rozwiązania!
OdpowiedzUsuńTo czekam ;) Wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńTo trzymam za ciebie kciuki kochana :) bardzo rozbawił mnie fragment o przewróconej choince, garnkach, patelni itd :D ja pamiętam jak moja koleżanka miała już taki brzuszek że prosiła mnie o pomoc w ubieraniu skarpetek, bo sama nie umiała, niby zabawne ale dla niej na codzień uciążliwe. O nic się nie martw bo wszystko będzie dobrze :) do usłyszenia :*
OdpowiedzUsuńSliczne zdjecia.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki aby wszystko poszło szybko i gładko jak po maśle :-)
OdpowiedzUsuńPiękne fotki :D A historia z Juniorem i choinka mnie rozczuliła :D
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :D
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo zdrowia i powodzenia.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo zdrowia i powodzenia.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! Szczęśliwego rozwiązania :)
OdpowiedzUsuńHistoria z choinką i kuchnią nieźle mnie rozbawiła :)
Wszystko będzie jak najlepiej ;) czekamy :)
OdpowiedzUsuńpiekne zdjęcia ! ale to zdjęcie w niebieskiej sukience normalnie zabiera wdech w piersiach :D Cudowne :)
OdpowiedzUsuńKochana ściskam za Was kciuki, ja jestem na początku drogi, a mam wrażenie, że mój intelekt skurczył się do rozmiarów ameby. Nie jestem w stanie posta na bloga sklecić :)
OdpowiedzUsuńKochana Wszystko będzie dobrze:):*
OdpowiedzUsuńCzekamy na Was:*:*:*
Przepiękne zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńCudne zdjęcia. Trzymam mocno kciuki :*
OdpowiedzUsuńPowodzenia :) szczęśliwego rozwiązania :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia! <3
OdpowiedzUsuńNo to powodzenia :))
OdpowiedzUsuńOjej, a więc to już:) Tak coś przeczuwałam, że może w końcu ten dzień nadszedł. Trzymam zatem kciuki z całych sił i czekam na wieści.
OdpowiedzUsuńJa nadal żyję w strachu i napięciu ale mam nadzieję, że szczęśliwie dotrwam do końca:)
Niesamowita sesja i post, trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńŻyczę szczęśliwego rozwiązania i dużo zdrowia dla Was :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego rozwiązania! :))) Kochana trzymam kciuki!! :]
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się jak czytałam, tyle musiałaś przejść, przecierpieć, ale najważniejsze, że masz już swoją radość życia obok siebie :)
OdpowiedzUsuń