Obserwatorzy

piątek, 24 czerwca 2016

biżuteryjny blask

Dzisiaj przybywam do Was z recenzją biżuterii, którą zamówiłam na portalu Banggood. Przyznam się szczerze, że lubię sztuczną biżuterię głownie za to, że jest niedroga i dzięki temu możemy ją często zmieniać ;)

http://www.banggood.com/Rhinestone-Bubble-Statement-Bib-Choker-Necklace-Women-Jewelry-p-942276.html?utm_source=sns&utm_medium=redid&utm_campaign=zareklamowane-przereklamowaneR&utm_content=chelsea

Naszyjnik dostępny w 5 różnych kolorach.

CENA ZAWIERA PRZESYŁKĘ

DO KUPIENIA TUTAJ -->http://www.banggood.com<--

MOJA OPINIA
Na przesyłkę z Chin czekałam 2 tygodnie. Biorąc pod uwagę, że przesyłka była w cenie towaru, uważam, że to niezły wynik. Tuż od zakupu na bieżąco byłam informowana mailowo o stanie wysyłki, co pozwalało mi na monitorowanie zamówionego towaru. Jakość tego produktu również mnie zaskoczyła. Spodziewałam się, że naszyjnik będzie tandetny w swoim wykonaniu, ale kiedy otworzyłam kopertę, okazało się, że wygląda i prezentuje się świetnie. Jest idealnym dodatkiem do koszul w różnych kolorach jak i sweterków czy bluzek. Kształt i wielkość uważam za optymalną, a sam design budzi ciekawość. Jestem bardzo zadowolona z zamówionego naszyjnika i Wam śmiało polecam!


niedziela, 19 czerwca 2016

zmiany

Witajcie. Wiem, że przez ostatnie 2 tygodnie nie pojawiały się wpisy na blogu... Wszystko to spowodowane jest niespodziewanymi zmianami w naszym życiu...

Nie ukrywam, że moje traumatyczne przeżycia związane ze stratą ciąż odcisnęły głębokie piętno na mojej psychice. Szczególnie bolesnym zdarzeniem był dla mnie pierwszy raz kiedy straciłam swoje dziecko w 6 tygodniu ciąży. Niedawno również doznałam straty, także w 6 tygodniu ciąży. Jednak druga strata nie bolała tak bardzo... ponieważ 4 tygodnie później okazało się, że NIESPODZIEWANIE JESTEM W KOLEJNEJ CIĄŻY. Kiedy powoli już zaczynało do mnie docierać, że znowu poroniłam, Bóg dał nam kolejną szansę...

Tuż po poronieniu uciekłam w wir pracy, pomagało do chwili kiedy przychodził weekend. Wychodziliśmy wtedy na spacery, potrafiłam siedzieć pod parasolem  w lokalnej kawiarence i płakać. Widok kobiet ciężarnych osaczał mnie jak bluszcz tylko po to by zadać ból w samo serce. Mąż również nie mógł patrzeć na wystające brzuszki uśmiechniętych kobiet. Postanowiliśmy zrobić wnikliwe badania, zapisaliśmy się do specjalisty, który pracuje w klinice zajmującej się trudnymi przypadkami zajścia w ciążę jak i kwestią poronień. Na prywatną wizytę czekaliśmy miesiąc, ale dało nam to nadzieję...

W zależności od rodzaju poronienia, czy doszło do samoistnego poronienia (macica sama się oczyszcza) czy był to zabieg łyżeczkowania, spodziewamy się kolejnej menstruacji po 4tyg (od samoistnego), a po zabiegu ok 6tyg od poronienia. Podczas mojego pierwszego poronienia, serce płodu przestało bić, musiałam mieć zabieg łyżeczkowania macicy. Za drugim razem, serce biło do samego końca, ale macica sama usunęła zarodek doprowadzając do krwawienia.
4 tygodnie od poronienia czekałam na menstruację, miałam bóle takie 'jak na okres', ale one ustępowały zamiast się nasilać. Mąż wtedy ironiczne zapytał:
"I co? Może jesteś w ciąży?"
Aby wykluczyć tę możliwość pojechał do apteki po test. Zrobiłam test, który okazał się pozytywny. Na tę chwilę żadne z nas się nie cieszyło, nie było euforii jak ostatnio... padł na nas blady strach. Przecież nie wiedzieliśmy co jest powodem naszych strat, a byłam już w kolejnej ciąży... Przepłakałam 2 dni, pełna obaw, że znowu się nie uda, bo przecież nie mamy czasu na szukanie przyczyn! Ja już teraz potrzebuję lekarstw! Wizyta u ginekologa zajmującego się trudnymi przypadkami za tydzień, a za dwa tygodnie 'godzina zero', czyli termin naszych poronień.
W tamtym momencie, wiedziałam, że muszę szukać pomocy na własną rękę. Przeszukałam internet, przeczytałam masę wpisów na forach i postanowiłam, że muszę brać leki na rozrzedzenie krwi! Suplement ACARD oraz kwas foliowy 5mg na receptę -tylko skąd wezmę receptę. Obdzwoniłam znajomych i udało mi się znaleźć prywatną aptekę, gdzie kupiłam Kwas foliowy 5mg bez recepty.
Z jednej strony mój rozsądek podpowiadał mi, że nie wolno mi 'leczyć się na własną rękę', ale z drugiej strony strach przed utratą kolejnego dziecka mówił mi, że jeśli nie zrobię czegoś to i tak je utracę... Zaczęłam przyjmować leki, które trochę mnie uspokajały psychicznie, ale mąż patrzył na to wszystko i nie był przekonany, że dobrze robię, bo przecież każdy lek powinien być konsultowany z lekarzem.
Minęło 5 dni kiedy po raz kolejny, razem z mężem patrzyliśmy na siebie z przerażeniem. Ukąsił mnie kleszcz w drodze z samochodowego parkingu do domu. Obłędem było to, że nigdy wcześniej mnie to nie spotkało - jak żyję 31 lat, nie ugryzł mnie żaden kleszcz! Ogarnął nas dodatkowy lęk podczas gdy strach przed poronieniem naszego kolejnego dziecka nie opuszczał nas nawet na chwilę... Myśli o boreliozie spędzały nam sen z powiek, nie mogliśmy spać z przerażenia.
 Na długo wyczekiwanej wizycie u ginekologa, dowiedzieliśmy się, że musimy zrobić szereg badać w trybie natychmiastowym. Lekarz zlecił nam badania i zatwierdził przyjmowane przeze mnie leki, co także uspokoiło nas. W trybie pilnym zrobiłam badania, po czym wyniki okazały się jednoznaczne: tarczyca, endokrynolog i leki! 5 dni przed 'godziną zero' udało mi się wybłagać o wizytę u endokrynologa, który zdiagnozował u mnie chorobę HASHIMOTO. Dostałam leki na niedoczynność tarczycy po czym udałam się do ginekologa z całą teczką badań i uszczuplonym portfelem. Kolejna wizyta u ginekologa była dokładnie w 'godzinę zero', czyli 6 tydzień i 4 dzień ciąży. To był dzień, w którym po raz pierwszy się uśmiechaliśmy... Lekarz zbadał płód i powiedział, że rozwija się świetnie. Dźwięk bijącego serduszka sprawił, że napłynęły mi do oczu łzy...



Dodatkowo lekarz zapytał mnie:
"Co za mądra głowa powiedziała Pani aby zażywać ACARD?"
 Poczułam wtedy ulgę... To instynkt matki działa cuda! Tak i ja 'obsesyjnie' sięgnęłam po lek polecany 'zawałowcom', a mój mąż nawet tego nie zakwestionował. Tylko by spróbował! 'Pożarłabym' go wzrokiem, bo to było moje jedyne wyjście, mój jedyny ratunek...
W konsekwencji, lekarz podejrzewa u mnie zespół antyfosfolipidowy, który jest bardzo niebezpieczny dla rozwijającego się płodu gdyż wpływa na nadmierną krzepliwość krwi. I to ACARD najprawdopodobniej wspomaga mnie w tej nierównej walce. Na wyniki dotyczące tej choroby muszę czekać jeszcze tydzień. 
Dzisiaj strach nas nie opuszcza, ale wiemy co mi dolega, wiemy, że zrobiliśmy wszystko by zapobiec kolejnemu nieszczęściu. Dziś nasza fasolka ma 7 tygodni i 3 dni - zaczęliśmy 8 tydzień ciąży... i modlę się o kolejne, wspólne 7 miesięcy...

piątek, 3 czerwca 2016

ulubienieńcy

Wszyscy Ci, którzy czytają mojego bloga przynajmniej od pewnego czasu, wiedzą jakie 'achy i ochy' padają pod recenzjami kosmetyków marki Lily Lolo. Nigdy nie ukrywałam, że jest to jeden z niewielu moich ulubieńców. Przyznam się szczerze, że prowadzę bloga i jestem obecna w blogosferze już 5 lat i nigdy nie natrafiłam na negatywną opinię nt. kosmetyków tej właśnie marki. To daje do myślenia, nieprawdaż?
Dzisiaj ponownie uraczę Was recenzją Lily Lolo, a będzie to duet idealny: pędzel + róż do policzków.


 Satynowy Różowy Róż Mineralny

Ooh La La

  • Zachwycający, różowy róż do policzków, dający satynowe wykończenie. Nakładaj go na tzw. „jabłuszka” policzków, by uzyskać efekt zdrowych, naturalnych rumieńców. Ten niezwykle dziewczęcy odcień różu odejmie lat i doda uroku.

    • nie zawiera drażniących substancji chemicznych, nanocząsteczek, parabenów, tlenochlorku bizmutu, talku, sztucznych barwinków, syntetycznych substancji zapachowych i konserwantów
    • naturalny i delikatny
    • lekka i jedwabiście gładka konsystencja
    • daje subtelne wykończenie; bardziej intensywny efekt można uzyskać nakładając kilka warstw
    • 100% naturalny
     
  •  
  • CENA: 51,20zł







 Pędzel Do Różu Mineralnego

Blush Brush


  • Delikatne, gęste włosie oraz kształt pędzla zostały zaprojektowane z myślą o nakładaniu różu mineralnego. Uzyskanie naturalnego rumieńca jeszcze nigdy nie było tak łatwe.

    • intensywność różu można stopniować nakładając odpowiednią ilość warstw
    • całkowita długość pędzla w przybliżeniu 185mm
    • odpowiedni dla wegan
    • wysyp odrobinę różu na spodeczek/pokrywkę, wmasuj proszek w pędzel i następnie strzep nadmiar produktu (dzięki temu kosmetyk nie będzie się pylił). Omieć „jabłuszka” policzków, następnie okrężnym ruchem starannie rozetrzyj róż, by w ten sposób uzyskać naturalny efekt i mieć pewność, że kosmetyk został nałożony równomiernie.
     
     
  • CENA: 48,50zł
  •  
  • DO KUPIENIA TUTAJ -->http://www.costasy.pl<-- 


MOJA OPINIA:
Róż do policzków i solidny pędzel to podstawa kosmetyczna! Nie ma co ukrywać, że jeśli jesteśmy w posiadaniu dobrego pędzla i dobrego różu, makijaż 'robi się sam'. Nie musimy rozcierać i przecierać różu, on po prostu rozprowadza się jak za dotknięciem magicznej różdżki. Pędzel od Lily Lolo jest po prostu do tego idealny. Posiadam także pędzel KABUKI od Lily Lolo i oba sprawdzają się u mnie fantastycznie. Po pierwsze, równomiernie rozprowadza róż i świetnie go rozciera na policzkach. Jest także milutki w dotyku i ma wygodną, solidną rączkę. Bardzo łatwo się czyści i nie gubi włosków. Innymi słowy... fenomenalny!
Jeśli chodzi o róż do policzków Lily Lolo w kolorze 'Ooh lala' bo ten kolor właśnie posiadam, daje on bardzo ładny, satynowy efekt młodzieńczego rumieńca. Choć jeśli chciałybyśmy spotęgować kolor, nie będzie on wyglądał sztucznie. Jego trwałość jest na wysokim poziomie -używam go do pracy, więc na moich policzkach trzyma się 12h! Dodam także, że jest bardzo wydajny i łatwy w aplikacji. Posiada higieniczny pojemnik, który przykuje oko nie jednej z nas ;) No i oczywiście tworzy wspaniały duet z moim pędzlem!
Reasumując, jestem kolejny raz zachwycona kosmetykami LILY LOLO, po prostu je uwielbiam i pewnie nigdy nie przestanę ;)


 
 

Jeśli ciekawią Was inne kosmetyki firmy Lily Lolo, zapraszam Was do moich poprzednich recenzji: