Kiedy już myślałam sobie, że spadły na mnie wszystkie 'plagi egipsko-ciążowe', los udowodnił mi jak bardzo się myliłam...
Moją pierwszą ciążę z Juniorem przechodziłam fantastycznie. Jedno wzdęcie (przez cały okres ciąży!), kilka wymiotów i trochę bóli głowy. Oczywiście ostatni miesiąc ciąży był już ciężki i nie mogłam doczekać się porodu, ale do samego końca byłam aktywna fizycznie. Podejrzewam, że każda kobieta chciałaby mieć takie dolegliwości ciążowe... W tej ciąży myślałam, że będzie podobnie... no może nie tak beztrosko, ale, że dam radę przetrwać te mdłości, humorki i całą resztę...
Niestety już w 8 tygodniu trafiłam do szpitala z krwawieniem, co oznaczało: ZERO PRACY i leżenie w łóżku. Zawsze powtarzałam innym, że w moim domu najważniejsze jest łóżko, bo muszę się wygodnie wyspać, aby mieć energię. Sen traktuję rytualnie, jest dla mnie niezwykle ważny! Kiedy trafiłam do swojego łoża 'na stałe', powoli, ale skutecznie zaczynałam je nienawidzić. Cóż za ironia... Żyłam sobie w swojej 'złotej klatce' zwanej łożem z całą listą zakazów: zero spacerów, zero podnoszenia czegokolwiek powyżej 1kg, zero sprzątania, zero seksu, zero wychodzenia z domu (tylko lekarz i badania)... Ironizowałam mówiąc: Jeszcze trochę, a otrzymam nakaz ZERO TLENU - zakładamy maskę z tlenem. Byłam bardzo rozgoryczona, nie radziłam sobie psychicznie z tym wszystkim, ale miałam jeden gol: urodzić zdrowe dziecko. To on 'trzymał mnie przy życiu'.
Przed narodzinami nowego członka rodziny, postanowiliśmy, że wyremontujemy mieszkanie: wymienimy tylko wszystkie podłogi i drzwi. Piękna perspektywa wdrążyła się w życie, tylko co ze mną? Gdzie będę 'leżakować'? Kurz mi nie służy, więc zabrałam ze sobą Juniora i pojechaliśmy do ciotki. Ta zmiana bardzo dobrze mi zrobiła - inne łóżko :D , inne widoki i mogłam nawet pójść do ogrodu posiedzieć na ławeczce bez tych przepraw przez 3 piętra, bo przecież mieszkamy na 3 piętrze (bez windy). Po 5 dniach u ciotki, czułam się jak nowo narodzona i w takim szampańskim humorze zaczęłam 13ty tydzień ciąży... Kiedy wróciłam do domu, remont był już prawie skończony, maż sprzątał, a ja postanowiłam ułożyć w szafie swoje ubrania - nie mogłam pozwolić aby mój mąż się tym zajął, bo potem nic bym nie znalazła. Wieczorem postanowiłam wziąć letnią kąpiel. Będąc w ciąży z Juniorem uwielbiałam ciepłe kąpiele, które brałam niemalże codziennie. Poleżałam w niewielkiej ilości letniej wody przez krótką chwilę, kiedy już wstałam gotowa do wyjścia z wanny, krew leciała strumieniem po moich nogach. Zawołałam męża. Stałam jak w konsternacji, chciałam wyjść, ale nie mogłam bo krew nie przestawała lecieć... Mąż zaczął krzyczeć abym natychmiast wyszła z wanny, a ja nie mogłam się ruszyć. W tamtym momencie nie wydusiłam z siebie ani słowa, a woda w wannie była już cała czerwona. Ten widok mam przed oczami za każdym razem, kiedy jestem w łazience...
Mąż 'zachowując zimną krew', wyciągnął korek z wanny, pomógł mi wyjść i ubrał mnie po czym w pełni świadomie spakował moje rzeczy do szpitala. Wszystko działo się w mgnieniu oka podczas gdy ja nie wydusiłam z siebie ani słowa. Chwyciłam tylko swoją teczkę z dokumentami ciąży i pojechaliśmy do szpitala.
Na przyjęciu SOR było kilka osób, stanęłam jako pierwsza nie pytając nikogo o nic. Kobieta w okienku musiała być bardzo zajęta, bo wychodziła kilka razy z sali podczas gdy ja stałam tam jakieś 10min. Kiedy już czułam, że krew wypełniła cała podpaskę i za chwilę będzie leciała po nogach, poszłam do drugiej sali w poszukiwaniu pomocy. Była tam kobieta opatrująca głowę mężczyzny. Weszłam z impetem, nie mówiąc ani dzień dobry, ani do widzenia, tylko od razu przeszłam do rzeczy: 'Przepraszam czy ktoś w tym szpitalu mnie przyjmie? Jestem w 13tym tygodniu ciąży, a krew leci mi nogach!' Mężczyzna oglądał moje nogi, a kobieta spokojnie odpowiedziała: Proszę czekać, zaraz Pani z przyjęcia się tym zajmie. Byłam wściekła i przerażona, a do tego w ciąży - mieszanka wybuchowa od której trzeba trzymać się z daleka ;)
Po chwili, kobieta z rejestracji wróciła do okienka. Rozglądnęła się i mówi: czy są tu jakieś ciężarne. Spojrzałam na nią groźnym wzrokiem wręczając jej kartę ciąży. Kobieta z sali obok, przyszła i powiedziała, że zajmie się moim przyjęciem aby przebiegło jak najszybciej. I tak też było.
W gabinecie zabiegowym usłyszałam od lekarza:
- Dziecko jeszcze żyje.
- Co znaczy 'jeszcze'? Co Pan chce mi powiedzieć? - odparłam.
- No wie Pani... przy tak dużym krwotoku, może być różnie. Teraz musi Pani leżeć.
Spędziłam 4 dni w szpitalu, gdzie nawet nie zrobiono mi morfologii. Dostawałam 3 x dziennie Nospę i wyszłam do domu z przykazaniem leżenia. Normalnie kpina!
Na drugi dzień po wypisie ze szpitala, miałam comiesięczną wizytę u ginekologa i badania prenatalne. Poza tym po krwotoku musiałam zrobić morfologię krwi, więc pojechałam do laboratorium. Byłam wyczerpana po 3 piętrowej przeprawie - wyjść z domu to nie problem, tylko jak do niego wrócić na trzecie piętro? 1,5h przed umówioną wizytą dostałam kolejnego krwotoku. Tym razem nie pojechałam do szpitala, tylko do mojego ginekologa, który zdiagnozował przyczynę moich krwawień. Okazało się, że pękło naczynko szyjki macicy i pod ciśnieniem krwawi. Na szczęście dzieje się to poza macicą, więc płód nie był zagrożony. Muszę kategorycznie leżeć przez najbliższe 2 tygodnie, aby rana mogła się zagoić. Najważniejsze informacje były dobre: dziecko rozwija się prawidłowo i ma się świetnie, a badania prenatalne nie wykazały niczego niepokojącego.
Byłam szczęśliwa tak bardzo, że prawie zapomniałam o krwawieniu. Wróciłam do domu, a na drugi dzień krwawienie wyraźnie się zmniejszyło. Jednak na trzeci dzień, byłam bardzo zaniepokojona, bo krew zmieniła barwę i konsystencję. Zadzwoniłam do swojego lekarza i kazał mi jechać do szpitala. Tym razem wybraliśmy inną placówkę, oddaloną o 40km od naszego miejsca zamieszkania. Przyjęto mnie w trybie pilnym gdzie od razu czułam, że jestem otoczona właściwą opieką. Zadbano o nas jak należy i jeszcze w ten sam dzień przestałam krwawić. Spędziłam kolejne 4 dni pod stałą obserwacją. Sam ordynator odwiedzał mnie 4 razy dziennie i to on powiedział mi, że w moim przypadku, kiedy przyjmuję leki na rozrzedzenie krwi KĄPIEL JEST ZAKAZANA! Zwiększył oczywiście moją 'listę zakazów' o kolejne kilka pozycji, ale wiedziałam, że teraz już wszystko będzie dobrze. Skończył się ten upiorny 13ty tydzień ciąży, który pozostawił traumatyczne wspomnienia, a ja wróciłam do domu cała i zdrowa. Strach towarzyszy nam każdego dnia, ale wiemy, że z każdym dniem nasze dzieciątko jest coraz silniejsze.
Choć każde krwawienie z dróg rodnych w ciąży jest patologią, nie każde oznacza, że stracimy nasze maleństwo. Pomimo najczarniejszych myśli i paraliżującego strachu, nie możemy tracić nadziei i ja jestem tego przykładem. Musimy walczyć do ostatnich sił, dopóki jest w nas życie...
O matko coś strasznego :-( Dobrze że dzieciątko jest zdrowe i wszystko idzie ku lepszemu :-) Trzymaj się ciepło :-D
OdpowiedzUsuńdzięki Bogu, że to tylko naczynko krwionośne. Współczuję Wam tak wielkich nieustanych stresów. Wierzę, że teraz będzie tylko lepiej. Dbaj o siebie i maleństwo.
OdpowiedzUsuńWstrzymałam oddech i aż mi się gorąco zrobiło!
OdpowiedzUsuńprzytulam Cię mocno i posyłam dobrą energię :**** dobrze będzie, kochana :*
Kochana,trzymam za Ciebie i za Twoje Dzieciątko kciuki! Wierzę w Was! ;) Przesyłam moc pozytywnej energii! Buziaki!!
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję:( Podziwiam za odwagę, trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie i gratuluję męża z głową na karku! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że to nic strasznego i że z dzieckiem wszystko ok. Ale powiem Ci, że trochę mnie nastraszyłaś, bo sama od 13-go roku życia przyjmuję leki na rozrzedzenie krwi.
OdpowiedzUsuńAle mnie przeraziłaś, dobrze że już jest lepiej. Uważaj na siebie, trzymam mocno kciuki za Wasze zdrowie :* Też brałam leki na rozrzedzenie krwi, ale u mnie i bez tego jest rzadka, dlatego odstawiłam ryzykując na szczęście nie czyimś życiem.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię, po prostu podziwiam! Świetnie to wszystko znosisz i mimo, że nie jest łatwo, a niemalże każdy tydzień przynosi Ci nowy stres, to z każdego "upadku" pięknie się podnosisz :) Nie pozostaje nic innego, jak życzyć Ci dużo spokoju, siły dla maluszka i... Wygodnego łóżka :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze że wszystko dobrze się skończyło. :) Trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie 13 stak jest pechowa ale obyś juz nie musiała tyle latać po szpitalach, nowa placówka o wiele bardziej korzystna!
OdpowiedzUsuńja tez pewien okres czasu w ciazy musialam lezec, myslalam ze oszaleje. Ale zaparlam sie i lezalam powiedzialam ze sie nie rusze i koniec. I najgorsze byly te rachunki za zakupy przez internet ;) takze leż, i ani slowa nawet jakbys brudem centymetrowym zarosla. Moj maz swego czasu nawet mnie myl i depilowal wiec mozna? mozna :)
OdpowiedzUsuńaż mnie ciarki przeszły jak to przeczytałam... dobrze, że wszystko dobrze się skończyło ;)
OdpowiedzUsuńWażne że wszystko już jest okey ;)
OdpowiedzUsuńtrzymajcie się
OdpowiedzUsuńCzytałam każde kolejne zdanie ze strachem, bo pamiętam przez co nie raz przechodziłaś... Dobrze, że Dzieciątko dobrze się rozwija. Kochana, jak każą leżeć, to leż, zdrowie najważniejsze! Powodzenia!:)
OdpowiedzUsuńDobrze że już jest w porządku, trzymaj się.
OdpowiedzUsuńZdrowia dla Ciebie i maleństwa! To straszne co przeżyłaś ale głowa do góry! Teraz będzie już tylko lepiej! melodylaniella.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo musiało być okropne przeżycie... oby już teraz, po tylu przejściach wszystko było dobrze. Wypoczywaj i dużo zdrówka dla Was :)
OdpowiedzUsuńTe polskie szpitale -,- Przerażające jest to,że twoje życie i zdrowie może zależeć od tego na jaką placówkę akurat trafisz. Dobrze,że wszystko dobrze się skończyło.
OdpowiedzUsuńOstatecznie nic poważnego się dla płodu nie znało, ale jak tu być spokojnym, kiedy widzi się krew, a lekarzem się nie jest, aby postawić odpowiednią diagnozę... obyś już więcej takich przygód nie miała!
OdpowiedzUsuńOby już było OK!!!
OdpowiedzUsuńA co do kąpieli to ja przez cała ciążę brałam letni prysznic, może ze dwa razy wzięłam kąpiel.
Dużo, dużo zdrówka dla Waszej dwójki :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że z dzieckiem wszystko dobrze ! Trzymam za Was kciuki, będzie dobrze :*
OdpowiedzUsuńJejku z niepokojem przeczytałam cały post, przerazajace,trzymam kciuki za Ciebie i Twoje dziecko :*
OdpowiedzUsuńP.S.nasza sluzba zdrowa... ech bez komentarza ;/
O boziu.. Dobrze, że wszystko ok z maluchem, oby już takich niespodzianek nie było.
OdpowiedzUsuńRany .... jesteś dzielna !! trzymam kciuki i trzymaj się zakazów ! :*
OdpowiedzUsuńOjej kochana, trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńo matko, ile przeszłaś!
OdpowiedzUsuńTrzymam za Was kciuki, najmocniej jak potrafię :)
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę dla Was :)
OdpowiedzUsuńO matko! Ile Ty przeszłaś. Swoimi przeżyciami wycisnełaś mi z oczu łzy. Z całego serca Was wspieram, jesteś taka dzielna, podziwiam Cię, musi być już dobrze. Masz rację im dalej tym bezpieczniej. Pamiętasz, ostatnio pisałam, że staramy się o dzidziusia. Udało się, u mnie zaczął się ósmy tydzień, widziałam bijące serduszko. Ale po moich przeżyciach też bardzo się boję i modlę żeby było wszystko dobrze. Niby nie mam podstaw ale ten strach już w głowie siedzi. Pozdrawiam Cię ciepło i wspieram mocno.
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana za ciepłe słowa otuchy. Niestety nie pocieszę Cię pisząc, że ten strach minie... On pozostanie z nami do końca ciąży i będzie nam odbierał radość tego nadzwyczajnego okresu w życiu kobiety. Taka jest prawda - musimy się z tym liczyć. Musimy nauczyć się z nim żyć - o ile to w ogóle możliwe...
UsuńTrzymaj się Kochana! Przeczytałam całość od deski do deski i naprawdę współczuję, ile musiałaś przejść. Trzymam za Was kciuki! ;*
OdpowiedzUsuńCo za przeżycia, w niektórych szpitalach biorą tylko pieniądze i nic nie robią. Wszystko będzie dobrze kochana trzymam kciuki za Ciebie i za maleństwo :-)
OdpowiedzUsuńWspółczuję takich przeżyć, nasza służba zdrowia to porażka :(
OdpowiedzUsuńNapięcie z kazdym zdaniem większe a moj strach sięgal zenitu. Nie rób tak wiecej! ;)
OdpowiedzUsuńZdrowia i oby do konca bylo juz spokojnie.
Napięcie z kazdym zdaniem większe a moj strach sięgal zenitu. Nie rób tak wiecej! ;)
OdpowiedzUsuńZdrowia i oby do konca bylo juz spokojnie.